„Pianola” à rebours

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Idee

Wizja świata, jaką zawarł w swojej debiutanckiej książce Kurt Vonnegut Jr najwyraźniej ciągle nie może się przebić do świadomości obecnie rządzącej nami zgrai liberalnych lewaków.

Po „drugiej rewolucji przemysłowej” ludzie w USA mają trudność z organizowaniem sobie wolnego czasu. Maszyny, sterowane sztuczną inteligencją praktycznie pozbawiły gros ludzi możliwości wykonywania jakiejkolwiek pracy. Tylko nieliczna kasta „doktorów” jest jeszcze potrzebna.

Plebs zajmuje czas w różny sposób, np. poprzez zgadywanie, jaki utwór gra aktualnie orkiestra symfoniczna, transmitowana w tv. Zadanie wydaje się łatwe, ale zgadywać muszą przy wyłączonej fonii obserwując jedynie ruch smyczków.

A to już może być trudne.

Wizja nowego świata, ukazana po raz pierwszy drukiem w 1952 roku (Pianola by Kurt Vonnegut jr) konsekwentnie pokazywała świat, w którym maszyny sterowane „sztuczną inteligencją” uczyniły z 90% populacji bezrobotnych.

Ale… minęło ponad 70 lat i zamiast ucieleśnienia się ww. wizji słyszymy utyskiwanie lewackich liberałów, ciągle jeszcze zarządzających Unią, jakoby dla przetrwania naszej CYWILIZACJI potrzebni byli emigranci.

Ba, potrafią nawet wskazywać konkretnie, ilu ich musimy wpuścić. Niemcy ponoć muszą przyjmować nawet 400 tys. gastarbeiterów… rocznie!

Ale przecież we Francji w latach 1960-tych masowo zezwolono na napływ emigrantów, którzy podjęli pracę np. w hutnictwie.

Po latach jednak okazało się, że huty z UE wywędrowały do Azji co niejako automatycznie dzieci ówczesnych emigrantów (de iure Francuzów!) wyrzuciły na margines.

Pracy nie ma, bo zaniedbania oświatowe stanowiły tamę przed ich dalszym kształceniem.

To naprawdę doskonała pożywka dla wszelkiej maści radykalizmów.

Nie można więc się dziwić, że jest, jak jest.

Państwo olało sporą część społeczeństwa, więc ta po prostu chce o sobie przypomnieć.

Udawanie, że atak terrorystyczny został dokonany np. przez „francuza” nie zmienia faktu, że co najmniej w 90% przypadków rodzice takiego delikwenta przybyli z sąsiedniego kontynentu. W pozostałych przypadkach najprawdopodobniej emigrantami byli dziadkowie.

To największa przegrana różowo-tęczowych „ekologów”.

Naprzód, przez wiele lat, a nawet dekady, ściągano ludzi głównie z Bliskiego Wschodu do prac, których nie chciał się podejmować przeciętny Europejczyk. I to bynajmniej nie do zamiatania ulic, ale w przemyśle ciężkim.

Po latach, gdy ta emigracja poczuła się jako tako „europejczykami” nagle ogłoszono, że Europa wkroczyła w erę postindustrialną co oznaczało, że teraz brudne technologie trafiły do Azji.

Ktoś, kto pamięta historię, raz dwa kojarzy to z sytuacją w Anglii po wynalezieniu maszyny parowej.

Tyle że ówczesne bunty wybuchały w łonie tego samego społeczeństwa.

Teraz ludzie niepotrzebni pochodzą z innego świata. I jeśli nawet ich rodzice zatracili fundamenty swojej wiary ich dzieci na nowo odnalazły drogę.

Bo… państwo nie dało im możliwości wyboru.

Zamiast jednak próbować zagospodarować posiadany już kapitał ludzki państwa tzw. starej Unii wymyśliły sobie kontynuowanie polityki imigracyjnej. Niemcy co jakiś czas powtarzają, i to oficjalnie, że trzeba im jakieś 400 tys. rocznie.

Po co?

Przecież ciągle słyszymy o postępującej robotyzacji procesów produkcyjnych. Ba, widać to nawet w sklepach. W mojej osiedlowej „Biedronce” za kasą siedzi już tylko jedna osoba, za to są czynne dwie linie do automatycznego kasowania zakupów.

Przybywa bezobsługowych stacji benzynowych.

I to w Polsce, której „postindustrializm” nie dotyczy w takim stopniu jak Niemiec czy Francji.

Mamy więc dwie sprzeczne informacje – postępująca robotyzacja prowadzi do wzrostu bezrobocia vs. potrzeba nam coraz więcej nowych rąk do pracy.

Po klęsce październikowego referendum (upadło, bowiem frekwencja okazała się zbyt niska), w którym społeczeństwo mogło wypowiedzieć się przeciw podwyższeniu wieku emerytalnego już całkiem jawnie pojawiły się głosy przeciwne.

Otóż mądre społeczeństwo rzekomo jest za podwyższeniem, czego dowiodło... olewając „pisowskie” referendum.

I, zupełnie tak, jak za wcześniejszych rządów Rudego słychać ekspertów.

Podwyższenie wieku emerytalnego jest niezbędne, żeby w dłuższej perspektywie utrzymać stabilny system ubezpieczeń społecznych. Standardem jest 67 lat dla obu płci - powiedziała PAP dyrektorka Instytutu Statystyki i Demografii SGH prof. Agnieszka Chłoń-Domińczak.

]]>https://www.money.pl/gospodarka/wiek-emerytalny-podwyzszony-do-67-lat-ek...]]>

Autorka zdaje się nie zauważać pewnego oczywistego faktu, widocznego każdemu, kto choćby tylko raz w roku, na 1 listopada, odwiedza groby bliskich.

Wystarczy bowiem porównać długość życia zmarłych. Najdłużej żyli ci, którzy nierzadko zaliczyli dwie wojny, i to światowe. Potem jednak długość życia dość mocno pada.

Oczywiście dla pospólstwa (czyli dla mnie i dla Ciebie, Czytelniku) mówi się o średniej długości jego trwania.

A ta faktycznie rośnie, ale dzięki ograniczeniu umieralności niemowląt. Może więc ulec wydłużeniu nawet wtedy, gdy ludzie starsi umierać będą np. o 10 lat wcześniej niż dotychczas.

Tak więc podwyższanie wieku emerytalnego oznacza krótsze wypłacanie świadczenia emerytalnego oraz dłuższy okres składkowy, czyli większe przychody dla Państwa.

Pozostaje jednak pytanie o „uchodźców”.

Tęczowa lewica (zwąca się liberalną) znalazła się w tzw. lejku. Jak ktoś nie pamięta – określenie to dotyczy sytuacji, w której łatwo się znaleźć, ale im dłużej trwa, tym robi się ciaśniej.

Deklaracje równościowe, różne multi - srulti, zakazy mowy nienawiści etc. doprowadziły faktycznie do tego, co na polski użytek można by nazwać syndromem Ochojskiej-Holland.

Zwróćcie jednak uwagę, z jaką lekkością Tusk i jego ekipa wygasili wystąpienia europosłanki; brak jest również jakiejkolwiek wzmianki o rzekomo genialnym filmie „Zielona granica”.

Po cichu Straż Graniczna dalej robi swoje, ale tym razem obecne prorządowe media (TVN, GazWyb itp.) nie robią z tego zarzutów.

Umilkł Frasyniuk, egzaltowana ciut za bardzo aktoreczka nie zamieszcza już obraźliwych dla SG wpisów na X-ie itd.

Mamy zatem kontynuację polityki granicznej PiS, choć przed 15 października koalicjanci z 13 grudnia grzmieli p-ko niej prawie codziennie.

Jednocześnie mamy też Pakt Migracyjny.

Dla kogoś, kto musiał ongiś zdawać egzaminy z filozofii marksistowskiej taka sytuacja to nic innego, jak tylko… dialektyka.

Trawestując popularne powiedzenie Wałęsy sprzed lat – tęczowi liberałowie są ZA i jednocześnie PRZECIW.

Wciskanie wyborcom kitu o konieczności przyjmowania setek tysięcy emigrantów rocznie to tylko zasłona dymna, mająca faktycznie osłonić popełnione w przeszłości błędy i dzisiejszą bezradność. Bo z jednej strony może i dobrze byłoby wzdłuż granic Unii (przynajmniej starej) wybudować współczesną kopię „muru berlińskiego” z drugiej jednak strony samo wspomnienie o tym rozwścieczy postępowy elektorat, co może skutkować odcięciem od nader obfitego brukselskiego koryta.

Lewica zdaje sobie bowiem sprawę, że zmiana kursu wobec „imigracji zasiłkowej” zmiecie ją europarlamentu. Ale nie tylko. Na zasadzie padających kostek domina dojdzie do upadku rządów sprawowanych przez ich ludzi w poszczególnych krajach unijnych.

Dlatego musimy wierzyć, że „uchodźcy” są nam potrzebni. Niezbędni nawet.

Jaki procent z nich faktycznie pracuje?

Co prawda niemieckie media piszą już nawet o 54%, ale pamiętać należy, co o prasie powiedział trzeci prezydent USA Thomas Jefferson:

Dziś nie można wierzyć gazetom. Nawet prawda wydrukowana na ich stronach wydaje się podejrzana.

Tymczasem w Niemczech zaczyna podnosić się sprzeciw wobec dotychczasowej polityce eurolewicy.

Zrazu nieśmiało, ale coraz mocniej brzmią głosy o tzw. Leitkultur, czyli kulturze przewodniej, jaką pełnić powinna kultura niemiecka. Imigranci się jej podporządkować a nie żądać, by kultura europejska cofała się względem przywiezionej przez nich. Rzecz znamienna – twórca idei Leitkultur to pochodzący z Syrii niemiecki politolog dr Bassam Tibi (80 l.).

Takie głosy zbyt mocno przypominają te słyszane w Polsce po II rozbiorze. Owszem, widzą co należało zrobić, ale już jest za późno na skuteczne działanie.

Dlatego eurolewica zbudowała kolejne mamidło. Za pomocą paktu migracyjnego rządy wiodących państw UE mają nadzieję na pozbycie się tych najbardziej nieprzydatnych. Skoro zdecydowali się na nicnierobienie niech robią to w innych krajach. ;)

A jak znowu będą uciekać do germańskiego raju będzie można zażądać kaski wystarczającej na rok wypłacania zasiłków od krajów tymczasowego rozlokowania.

Liczą więc na to, że problem, przynajmniej wizualnie, zaniknie.

Tymczasem diagnozę postawiono dawno temu.

.mieszanie obcych sobie kultur prędzej czy później i tak prowadzi do konfliktów. Jedność udawało się utrzymać tylko tak długo, dopóty socjalistyczne rządy twardej ręki [w Jugosławii za czasów Broz Tito- przyp. HD] ograniczały znaczenie religii i tożsamości narodowych. Tymczasem w Europie Zachodniej dominuje zupełnie przeciwne podejście – afirmacja różnic kulturowych, zwana w Niemczech wymownym multikulti. Wygląda na to, że lekcja z wojny na Bałkanach nie została wyciągnięta.

A o fiasku polityki integracji przez afirmację kulturowych różnic świadczy dobitnie badanie wykazujące, że im większa tolerancja dla imigrantów, tym większa radykalizacja islamistów.

Najwidoczniej działa tu zasada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, co potwierdzają coraz liczniejsze przypadki m.in. z Danii, Anglii czy Francji.

Paradoks? Wcale nie. Lewicowi politycy nie rozumieją po prostu fenomenu różnic kulturowych, które tak zachwalają. Społeczności Bliskiego Wschodu i Maghrebu nie mają szans oderwać się od swoich korzeni, jeśli nie zostaną do tego zmuszone. Tymczasem multikulti stara się te korzenie pielęgnować, nie zauważając, że szpagat między liberalną kulturą europejską a konserwatywną islamską nie jest możliwy.

]]>http://3obieg.pl/arabia-felix]]>

Za to owoce „zasiłkowej imigracji” widać na każdym kroku. Antysemityzm niczym w Niemczech z połowy lat 1930 nie mówiąc już o braku poczucia bezpieczeństwa zwykłych ludzi.

Ale... jeśli to wszystko ma drugie dno?

Najwyraźniej jeden z czołowych eurolewaków Franz Timmermans nie wytrzymał i zdradził plany na przyszłość świata żywione wewnątrz jego jaczejki:

Nigdy więcej jednokulturowych społeczeństw, naszym celem jest wymieszanie!

To oznacza, że szykują nam przebudowę świata zgodnie z zaleceniami jednego z „ojców” dzisiejszej UE hr. Richarda Coudenhove-Kalergi.

Wg jego założeń

Wszystko co ludzie wszędzie mają zrobić, to ograniczać wskaźnik urodzeń i promować małżeństwa mieszane (między różnymi rasami), to ma na celu stworzenie jednej rasy na świecie, która będzie kierowana przez władzę centralną.

Wizja pana Kalergi to tak naprawdę kolejna próba uczynienia Nowego Człowieka w Nowym Wspaniałym Świecie.

Człowiek przyszłości będzie rasy mieszanej. Dzisiejsze rasy i klasy będą stopniowo znikać ze względu na eliminację przestrzeni, czasu i uprzedzeń. Eurazjatycko-negroidalna rasa przyszłości, podobna z wyglądu do starożytnych Egipcjan, zastąpi różnorodność narodów i różnorodność jednostek.

Jeśli to wszystko pozbieramy do kupy widzimy wyraźnie, dokąd zaprowadzić chce nas współczesna eurolewica.

Wpuszczenie milionów „migrantów zasiłkowych” to pierwszy krok dla powołania nowej euroazjatycko-negroidalnej rasy.

Niestety, z innych wypowiedzi Richarda wynika, że w nadchodzącym świecie jej przedstawicielom przypaść ma rola orwellowskich proli.

Pewnym optymizmem napawa jednak to, że dotychczasowe eksperymenty społeczne lewicy kończyły się fiaskiem. Niestety, za każdym razem nie obywało się bez milionów ofiar…

Na szczęście coraz więcej ludzi otwiera oczy.

19.04 2024

fot. facebook

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (14 głosów)

Komentarze

Jeżeli coś się nie może przebić do świadomości to znaczy, że mózg jest zabetonowany.

Vote up!
5
Vote down!
0

Szpilka

#1660177