Wyliczenie zostało przeprowadzone

Obrazek użytkownika Andrzej.A
Kraj

PO działa na podstawie p-r, to nie nowina. Dokonano więc przeliczenia. W okolicach Płocka na niezbyt gęsto zaludnionych terenach można dokonać przerwania wałó przeciwpowodziowych.
Straty: około 12 tysięcy tych, których musiano ewakuować.
Zyski: wszyscy ci, których nie musiano ewakuować z okoli Bydgoszczy Torunia i Włocławka.
Rachunek = czysty zysk.
Kilkadziesiąt tysięcy "dusz" , które odczuły dobroć tego rządu wobec kilku a może kilkunastu tysięcy dusz, które odczuły bezduszność tego rządu.
W okolicach Płocka dokonano podziału naszego społeczeństwa i Narodu. Na tych o których dobro warto się troszczyć i na tych, których dobro rządzącym zwisa niskim kalafiorem.
We Wrocławiu ludzie, którzy wydali zezwolenia na budowę apartamentowców na terenach zalewowych - czy ci ludzie poniosą odpowiedzialność, jakąkolwiek - wątpię..
Istnieje według mnie uzasadnione podejrzenie, że wał pod Płockiem został przerwany z chirurgiczną wręcz precyzją. Na podstawie badań operacyjnych przeprowadzono symulację, jak zmienią się preferencje wyborcze w skali regionu i całego państwa w związku z zaistniałą sytuacją i z powyższych obliczeń wynikło, że przerwanie wałów przeciwpowodziowych w tym a nie innym miejscu jest optymalne.
Uratowane zostają: Płock, Włocławek, Toruń i być może inne duże miasta, natomiast na straty idą jakieś tam wiochy po kilka tysięcy mieszkańców.
nie powiem, miejsce wybrano wręcz idealnie w celu minimalizacji strat w ludziach i w sprzęcie i inwentarzu.
Skutki:
Woda z Wisły szybciej niż prognozowano spłynie z okolic Warszawy, a jednocześnie nie zasili fali, która będzie napierała na tamę we Włocławku. Wszyscy są zadowoleni.
Konsekwencje (w tm polityczne): większa ilość ludzi odczuje, że "Państwo" o nich dba, co powinno się przełożyć na lepszy wynik Komorowskiego w wyborach.

Tak w tym momencie widzę to co się dzieje w Polsce w kwestii wyborów i powodzi. Być może w mizarę napływu danych zmienię zdanie.

Brak głosów

Komentarze

Krzysztof J. Wojtas

Niezależnie od preferencji politycznych nie podoba mi sie takie podejście do propblemu.
W przypadku podejmowania decyzji o tak dużym znaczeniu konieczna jest pragmatyka.
Jeśli jest rzeczywiście prawdą ta decyzja to winna być odczytana z tego punktu widzenia. Straty poniesione przez nawet parę tysięcy ludzi są łatwiejsze do kompensacji niż jeśli dotkna kilkaset tysięcy.
Takie decyzje są trudne, ale tylko z tego punktu widzenia winny być rozpatrywane.
W czasie trudnym winno sie zawiesić na kołku osobiste fobie.

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#61104

Oczywiście, że lepiej jeśli ucierpi mniej ludzi finalnie. Mniejsze zło itd...
Natomiast trzeba pamiętać o fakcie, że klęska powodzi to nie tylko "dopust Boży". To konsekwencja niepodejmowania żadnych działań WCZEŚNIEJ, także przez ten rząd. Odrzucenie projektu rozbudowania zabezpieczeń stworzonego w czasie rządów PiS, kompletna bezczynność... na przykład.

Nie zachwycajmy się tak trafnymi decyzjami o poświęceniu "paru tysięcy", żeby uratować większe miasta... - a jak doszło do takiej sytuacji? I czyja to jest wina? Na pewno nie "wójta, pana i plebana", których "sobie wybraliśmy".

W Krakowie gdzie mieszkam, ludzie na ulicach są oburzeni. Na naszego wspaniałego prezydenta miasta (wybranego, fakt) i właśnie na rząd (tez wybrany? no... zasadniczo...). Zabrakło bardzo niewiele i mielibyśmy zniszczone kilka mostów, wyspę Wawel, nie mówiąc o pływającym centrum miasta... A to już liczyłoby się w setki tysięcy ludzi poszkodowanych i nie tylko.

Zgodzę się z Autorem: PR i spychotechnika - winni są inni, a w ogóle popatrzcie co MY robimy. Robicie, decyzja słuszna... w sytuacji, za którą sami odpowiadacie... panowie z rządu.

Vote up!
0
Vote down!
0
#61105

Niema państwa, pozostali Polacy. Powódź przydarzyła się nam w trakcie trwania kampanii wyborczej. Najgorszy, najbardziej nieudolny, leniwy i wręcz szkodliwy dla polski rząd trwa od 2007 roku tylko dzięki medialnym kroplówkom i sztucznemu, na siłę podtrzymywanemu wizerunkowi "sprawnych fachowców", przez tabuny speców od sprzedawania szamponów i podpasek. "Wiodące" media ustawiły się po przeciwnej stronie barykady niż naród i jego interes, organizując ogień zaporowy chroniący ewidentnych szkodników przed celnym ostrzałem.
Nikt nie ma odwagi powiedzieć wprost rządzącym, że właśnie ta powódź obnażyła nam smutną prawdę. Nie mamy już państwa, pozostali tylko Polacy. Uporczywe unikanie ogłoszenia stanu klęski żywiołowej ma ukryć jeszcze na jakiś czas katastrofę, do jakiej doprowadziły rządy PO-PSL. Radę muszą sobie dać sami Polacy dzięki obywatelskiemu pospolitemu ruszeniu. Co by się, stało gdyby stan klęski żywiołowej jednak ogłoszono?
Okazałoby się, wówczas, że nie mamy armii. Ani Obrony Terytorialnej (OT). Dzisiaj można jeszcze w większych miastach markować jej istnienie wysyłając po 300 czy 400 żołnierzy, czy wypuścić w powietrze te kilka śmigłowców. Okazałoby się jednak szybko, że dla wyborczej gry PO zlikwidowało(zawiesiło) pobór do wojska nie dając w zamian nic. Po ogłoszeniu stanu klęski żywiołowej w cywilizowanym świecie do boju ruszają takie formacje jak na przykład Gwardia Narodowa w USA. U nas jak planował swego czasu Romuald Szeremietiew, powinna istnieć OT (Obrona Terytorialna) złożona z świetnie przeszkolonych obywateli, którzy w czasie działań wojennych bronią swoich małych ojczyzn, a w czasie pokoju są właśnie wykorzystywani w czasie klęsk żywiołowych. Osłabianie bądź likwidowanie zdolności obronnej państwa tylko po to, aby pozyskać głosy młodych wyborców powinien osądzić Trybunał Stanu. Symptomatyczny był dzień, w którym TVN24 wysłał Błękitnego24 po to, aby pokazać nam zalane tereny w okolicach Sandomierza. Nagle ku zaskoczeniu samych dziennikarzy tej stacji okazało się, że z zalanych domów jeszcze od poprzedniego dnia białymi flagami wymachują pozostawieni samym sobie ludzie oczekujący pomocy.
A teraz dane, które uzmysłowią nam, dlaczego ten rząd nie ogłosił klęski żywiołowej.
Oto jak kształtuje się stan osobowy polskiej armii po zakończeniu przez PO poboru według danych na 31 lipca 2009 roku zamieszczonych na stronie ministerstwa obrony. Przypominam, że nie istnieje również żadna formacja typu OT.
Generałowie – 112
Oficerowie – około 22 200
Podoficerowie zawodowi – około 42 050
Szeregowi zawodowi – około 16 530
Żołnierze nadterminowej służby wojskowej – około 10 000
Kandydaci do zawodowej służby wojskowej (elewi, podchorążowie) – około 2500
Ogółem – około 93 280
Utrzymanie tej wpływowej kasty dowódczej i jej apetyty na wygodne stanowiska i "godne oficerskie" gaże powoduje brak środków na szkolenie i zatrudnianie zwykłych żołnierzy, bez których ci wszyscy generałowie i pułkownicy są zupełnie bezwartościowi. Warto też uzmysłowić Polakom, że wojskowych obiektów, koszar, lotnisk nie chroni polskie wojsko, lecz prywatne firmy ochroniarskie. Paradoksem czy nawet kuriozum niespotykanym nawet w wymienionych przez Bartoszewskiego Rwandzie czy Burundi jest to, że najliczniejszymi służbami mundurowymi w Polsce nie jest wojsko, policja czy straż pożarna, lecz prywatne firmy ochroniarskie z SUFO (Specjalistycznymi Uzbrojonymi Formacjami Ochrony). Właścicielami tych prywatnych armii są w większości byli wysocy funkcjonariusze MO, SB, ZOMO, LWP. "Oszołom" Jarosław Kaczyński doskonale rozpoznał ten problem, ale bez powszechnej społecznej aprobaty nie sposób z tej sytuacji wyjść, zwłaszcza, kiedy większością parlamentarna dysponuje się zaledwie przez 14 miesięcy. Nawet gdyby pojawił się jakimś cudem minister z tak zwanymi "jajami", traktujący na serio Konstytucję RP i Państwo Polskie, to nie ma szans pokonać tej szkodliwej kliki i dokonać radykalnej reformy. Wyleci z hukiem na skutek jakiejś misternie sfabrykowanej afery, jak Romuald Szeremietiew. Cóż, więc pozostało Tuskowi, Komorowskiemu, Pawlakowi? Oni nie mogąc skorzystać z wzorców zachodnich, gdyż właśnie zdemontowali własne państwo i jego armię, muszą działać w putinowskim stylu. Ich niedościgniony wzór, generał KGB, groził swego czasu przed kamerami TV sprzedawcom mięsa na moskiewskim bazarze za wygórowane ceny i powszechną drożyznę. Nasi dygnitarze chodzą w kaloszach po wałach zwalając wszystko na wójtów i burmistrzów( którym sami zabrali fundusze na te cele w 2008,2009, , lecz o tym w usłużnych i lokajskich i nie polskich mediach, prasie cicho sza!, pytam dlaczego?), którzy oczywiście poniosą odpowiednie konsekwencje. A kto poniesie konsekwencję za wycofanie wszystkich 21 programów przeciwpowodziowych dla Podkarpacia po objęciu rządów przez PO-PSL na prawie 3 miliardy złotych?, które zaakceptowała UE, i była zdziwiona z ich rezygnacji, jak i ich pieniędzy przez nie - rząd Tuska i jego kamarylę by tylko dokopać PiS - owi, Kaczyńskim i tym co ich wybrali. Kto odpowie za wstrzymanie dofinansowania budowy zbiornika Kąty-Myscowa w Beskidzie Niskim czy zbiornik retencyjny na Nysie, który okazał się inwestycja zbędną? W dużej mierze te projekty miały być realizowane z funduszy unijnych i o kryzysie finansowym nikt jeszcze wówczas nie mówił. Uczyniono tylko z tego względu, że te regiony to „matecznik pisowskiego moherowego, wrogiemu POstępowcom elektoratu”. Powtarzam jeszcze raz. Nie mamy państwa, pozostali sami Polacy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#61124

  że ten dupek "Tusku musisz" kieruje się cały czas słupkami.

Vote up!
0
Vote down!
0
#61248